niedziela, 18 grudnia 2016

Nowy level - "daleko za murzynami".


Teraz widze, ze pewne moje zalety doprowadzily mnie po czesci do upadku. Zatracilam rownowage. Po drodze zgubilam siebie...

Jak do tego doszlo? Siegajac myslami wsecz jedna sytuacja ciagnela za soba druga. Tak moglabym dotrzec wspomnieniami az do moich najmlodszych lat. Niestety nie tedy droga. Wyrocznia jasno dala mi do zrozumienia, ze mam byc "tu i teraz". Koniec koncow rozpamietywanie przeszlosci nic nie da. Zwlaszcza w przypadku mojego umyslu - kazda informacje notorycznie odtwarza, az do bolu. Przewija, zeby znow to przezyc, poczuc, przeanalizowac. Ciagle potrzebuje bodzcow, nowych informacji, czegos na czym bedzie mogl sie skupic moj umysl - moja swiadomosc. Inaczej przeszlosc mnie pochlonie...

Spojrzalam na swoje dlonie. Zawsze uwielbialam miec dlugie, zadbane paznokcie i jedwabista skore. Teraz moje paznokcie sa popekane, poszarpane, a skora wysuszona, pokryta nieprzyjemnym uczuleniem. To byl dopiero poczatek. Wyniszczone stawy, nadwaga, nadcisnienie, matowe wlosy, fioletowe cienie pod oczami... Tego wszystkiego jest znacznie wiecej... A jeszcze nie skonczylam trzydziestego roku zycia.

Wezbral we mnie zal i zniechecenie. Nie ukrywam, ze rowniez uronilam lzy.

To jest koszt jaki ponioslam, by sie uwolnic od przeszlosci. Od "wiezienia" w ktorym tkwilam i nic nie moglam zrobic. Spojrzalam na swoje robocze spodnie i bluze. Sa calkiem przetarte i obszarpane. Buty poobijane od palet, zas kurtka... Zbyt duza i typowo dla mezczyzn.

Z przerazeniem otworzylam swoja szafe. Nie bylo w niej zbyt wielu rzeczy. Byly raczej... Niekobiece, takie zeby "tylko byly" i niczym worki na ziemniaki ukrywaly moja nadwage.

Bezwiednie usiadlam na krzesle z pytaniem na ustach: "kiedy zrezygnowalam z walki?".
Jakiej walki? Otoz tej, w ktorej chodzi o walke o siebie sama. Nigdy nie mialam lekko - wiecznie chorowita, z problemami kardiologicznymi i krzyzowka chorob genetycznych, zawsze staralam sie dbac o siebie. Zas teraz... Siegnelam dna. Spadlam na nie, nawet nie wiedzac kiedy. Bylam piekna, o czym zdalam sobie dopiero teraz, widzac ta "obecna" siebie. Ludzie z zawisci i egocentryzmu niszczyli mnie kazdego dnia, ale wtedy jeszcze mialam wole i walczylam. Dawalam z siebie wszystko i udawalo mi sie isc przed siebie. Teraz kiedy zlapalam wytchnienie, poczulam ile przez lata mnie to wszystko kosztowalo, zwlaszcza ten ostatni rok, kiedy to zaprzestalam walczyc. Po prostu sie poddalam.

Poczulam sie jak zwierze, ktore cale swoje zycie spedzilo w ciasnej klatce, z wrzynajaca sie obroza w szyje... Probowalam wykorzystac kazda szanse na ucieczke - nawet ta najmniejsza. W koncu, gdy mi sie udalo, szalenczo bieglam przerazona przed siebie przez dlugi czas, az gwaltownie sie zatrzymalam na obcej mi lace. Moje serce walilo przerazone. Pojawilo sie uczucie paniki. Za duzo przestrzeni, za duzo wolnosci, strach sie wrzeral w moje cialo. Bylam calkiem sama. To byla chyba jedna z trudniejszych lekcji - nauczyc sie zyc, nie wegetowac - ZYC.

Przez cale zycie uczono mnie... Wlasciwie tresowano mnie. Rodzina pragnela zrobic ze mnie bezmyslna lalke, zas rowiesnicy widzac, ze jestem "inna" traktowali mnie przesmiewczo i wytykali palcami. To pieklo, ktore przetrwalam w dziecinstwie i nastolenim wieku, dalo mi sile. Kazdy cios sprawial, ze stawalam sie bardziej nieczula na bol i przeciwnosci. Tysiace razy upadalam, tysiace razy wstawalam. Jednak ostatnio doszlam do swoich granic. Nie potrafilam powstac, zas wszyscy nagle obrocili sie przeciw mnie, procz dwoch osob. Anonimus i Tygrys. To oni, chociaz mnie dobrze nie znali, pomogli mi. Podniesli, skleili Dusze, otarli lzy, kazali mi sie otrzasnac, a w moim zyciu rozbrzmial ich smiech. Przywrocili we mnie to co utracilam - nadzieje.

Teraz pewnie stoje o swoich silach. Dumnie unioslam glowe, patrzac na wschod slonca i czujac orzezwiajacy powiew wiatru we wlosach. Nadszedl nowy etap mojego zycia. Nadszedl czas na zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz