Widzisz...
Ten blog nie jest moj - to znaczy - ja go zalozylam, ja tutaj posty
pisalam, zajelam sie jego wygladem, ale pomysl i te zyciowe historie nie
opowiadaja o mnie. Mam inne zycie, chociaz podobne. Rownie przewrotne w
ktorym na zbyt wiele sobie pozwolic nie moge.
Dlatego
postanowilam zwrocic go prawowitej wlascicielce - mojej Mentorce. :)
Nie martw sie. Jestesmy niemal jak bliznieta, chociaz roznie wygladamy.
Sadze, ze nawet nie zauwazysz roznicy, ktora z nas by pisala. Staralam
sie jak moglam, by odwzorowac jej styl, jej wyobrazenia na temat tego
bloga (tak - ona kiedys chciala taki wlasnie blog zalozyc, troche sie
zdziwila jak go zobaczyla... wiec przyda sie wyjasnienie).
Hehehehe. Juz widze Twoja mine. Jak myslisz? Po cholere cos takiego robic?
To teraz opowiem Ci jej historie, moimi oczami:
Poznalysmy
sie w pracy. Wiecznie usmiechnieta i zartujaca ze wszystkimi, ale
widzialam w niej dystans. Nic nie mowila o sobie, o tym jak zyje. Nie
wykazywala sie ambicjami, ale starala sie jak mogla, by sprostac
wymaganiom. Jedyne co mowila: "Przyjechalam tutaj sama, w ciemno. Nie
mam tutaj rodziny i przyjaciol. I nie chce miec." Jak to uslyszalam,
stwierdzilam, ze jakas nienormalna... Ale pozniej poczulam jej energie.
To dziwne uczucie, ktore kazalo mi ja dreczyc swoja osoba. Sama unikam
ludzi jak moge, ale ona jest calkiem inna. Doslownie - nie pasuje tutaj,
ciagnie za soba. Na przerwach dosiadalam sie do niej, bo zawsze siadala
przy pustym stoliku. Bylam w szoku, ze JA SAMA zagadywalam. Zawsze
miala zeszyt i dlugopis. I pisala... Chetnie opowiadala o swoim
marzeniu, ale widzialam, ze nie ma sily przebicia, by to zrealizowac i
wydac ksiazke. Taka byla delikatna i wrazliwa, ale fajna zolza. Marzenie bylo marzeniem. I tak sie zaczela nasza dluzsza
rozmowa. O jej ksiazce, fantastyce pelnej legend, czarow, i tego co w
realu nie da sie spotkac, przezyc, ani zobaczyc. I raz tak jak
rozmawialysmy, wyznalam, ze jako dzieciak mialam wizje. Zaczelam sie
smiac, ze pewnie mi sie zdawalo. Wiesz... dziecieca wyobraznia. Ale ona
byla powazna. Widzialam jej wahanie. Prowadzila wewnetrzna walke, ale
sie zdecydowala - powiedziala, ze wizje nie sa wymyslem. Ze to prawda.
hehehe Nie wiedzialam, czy rozmawiam z wariatka czy nie. Ale wlasnie od
tego sie zaczelo, ze stala sie moja mentorka. Opowiadala o magii, o tym
co dzieki niej mozna osiagnac i zaczela mnie namawiac bym zalozyla konto
na fb (wiem........ jestem zacofana. Nie ogarnialam portali
spolecznosciowych XD ). Ze dwa miesiace jej zeszlo na to, a w tym
czasie, zaczela sie wojna wsrod jej przyjaciol, wsrod ludzi ktorym ufala
- bo zawsze trzymala serce na dloni, choc jezyk miala ciety. Ale
krzywdzic nikogo nie chciala. W pracy na przerwach dawala mi czytac, co
ludzie o niej pisali, jak ja linczowali. Probowalam ja wspierac.
Widzialam jak sie zapada w sobie. Chciala sie wycofac. Powiedziala "nie
pcham sie tam gdzie mnie nie chca". Nie mowila tego glosno, ale wiem, ze
sie zawiodla na ludziach - bo nie mysla, ida za tlumem, byle zeby
glosniej krzyczec. Anonimus i Tygrys - tylko oni zostali, by jej pomoc.
Podniesli ja z ziemi, posklejali. Oni pomogli - bo ja nie moglam. Ja
dopiero sie ucze. Moglam jedynie byc ta, ktora pilnowala niektorych
rzeczy do czasu jej powrotu - przynajmniej mialam taka nadzieje.
Probowalam w niej rozpalic to co ludzie zgasili. Chyba mi sie udalo.
Bylam swiadkiem jak sie odradza. Niczym feniks z popiolow. I zmienila
sie. Spodobalo mi sie to, bo w koncu zaczela uzywac magii, zaczela
rozmawiac ze swoim smokiem (o tak ona ma SMOKA!!! zajebistego smoka :D
), zaczela spisywac swoja wiedze. :D W koncu moge to powiedziec... ona
jest naprawde wyjatkowa. I teraz kiedy zdecydowala sie wrocic. Chce
oddac jej to, co do niej nalezy. Nie - nie zegnam sie z Wami. Wciaz
bedziecie do mnie mogli pisac, gdy zechcecie. Ja mam swoje fb i mi to
wystarczy. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz